poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Przemek Krajewski - "Trzy dewoty i kłopoty"


Tytuł: Trzy dewoty i kłopoty
Autor: Przemek Krajewski
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 182
Ocena: 3/10

Opis:

Do czego może się posunąć drużyna trzech dziarskich emerytek? Kogo boi się płatny morderca? Jakie rozmiary naprawdę osiągają szczury i czy bywają mądrzejsze od ludzi?
Podstarzała cyrkowa miotaczka noży, emerytowana profesor politechniki i weteranka dwóch wojen światowych na wieść o zamknięciu w szpitalu psychiatrycznym ich najlepszej przyjaciółki ruszają z odsieczą. By zdobyć niewzbudzający podejrzeń środek transportu, wzywają pogotowie, przypadkowo zabijają jednego z lekarzy-ratowników i kradną karetkę. Nie zdają sobie jednak sprawy, że ich miastu
zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo: oto mieszkające w podziemiach szczury postanawiają wziąć na ludziach odwet za wszystkie doznane krzywdy. W tym celu infekują szczurzym DNA najbardziej podatną na manipulację grupę mieszkańców i ściągają do kanałów armię bojowo nastawionych, prawdziwie krwiożerczych emerytek. Sytuacja wydaje się beznadziejna, na szczęście okazuje się, że jedną z zakażonych jest matka płatnego zabójcy, który, poczęstowany rosołem z ludzkiego mięsa, postanawia odnaleźć rodzicielkę i również trafia do kanałów.
Czy drużynie złożonej ze starszych, schorowanych kobiet, mordercy i szczura uda się uratować ludzi przed zagładą?



Recenzja:

Geriatric fiction brzmi intrygująco, prawda? Przyznajcie, że nigdy nie słyszeliście o książce, która opowiadałaby o drużynie trzech dziarskich emerytek i zmutowanych szczurach, pragnących przejąć władzę nad ludzkością. Dodajcie do tego obietnicę humoru - i nie dziwcie się, że Trzy dewoty i kłopoty mnie skusiły.
Dziś krótko o krótkim debiucie Przemka Krajewskiego. Krótko, bo nie ma się nad czym rozwodzić, debiut nie należy do udanych. Miało byś zabawnie, oryginalnie i ciekawie, a to, co autor nam zaoferował, było w zasadzie ciągiem przerysowanych, wypełnionych bezsensowną brutalnością scen. Bez cienia prawdziwego humoru. Nie wiem, kogo mogłoby to bawić – ja uśmiechnęłam się tylko raz i był to uśmiech zażenowania.
Taki zachęcający tytuł, taki nietuzinkowy pomysł… szkoda, że autor sobie z tym nie poradził. Napisanie czegoś w prześmiewczym stylu nie jest proste. Pisarz musi balansować na granicy dobrego smaku, a Krajewski dawno ją przekroczył. Sytuacje, które opisał, były zbyt absurdalne – ja wiem, że takie miały być, ale… jest absurdalność i absurdalność. Absurdalność taka jak u Gombrowicza albo Kafki i absurdalność, gdy czytelnik zastanawia się „co ja właściwie czytam…?” – jak u Krajewskiego.
Wszyscy wiemy jakie potrafią być tzw. „dewoty”. Sposób, w jaki opisał je autor, był tak bardzo przerysowany, że odechciewało mi się czytać. Poza tym wszystkim akcja nie była specjalnie porywająca, w zasadzie wiało nudą przez większą część książki. Więc nie polecam. Chyba, że bardzo ciekawskim, bo jakby nie patrzeć geriatric fiction to jakaś nowość…


Książkę dostałam od wydawnictwa Novae Res

1 komentarz:

  1. Pierwsze słyszę o tej książce, ale chyba na tym etapie pozostanę i nie będę się w nią zbytnio zagłębiać.

    OdpowiedzUsuń