Autor:
M. R. Foti
Wydawnictwo:
Nova Res
Rok
wydania: 2015
recenzja przedpremierowa
Liczba
stron: 273
Ocena:
1/10
Recenzja:
Autorka książki Syreny i bogowie ukryła się za
pseudonimem, ale to jej nie pomoże – na pierwszy rzut oka widać, że jest
nastolatką, która dopiero zaczyna przygodę z pisaniem. Spełniła swoje marzenie
i wydała książkę, ale niestety czytelnicy mogą się jedynie zmęczyć tą lekturą.
O czym są Syreny i bogowie? Ciężko powiedzieć.
Mamy Amelię, która jest księżniczką Antymidy (brzmi prawie jak Atlantyda). Jej
królestwo z dnia na dzień przestaje istnieć, a ona budzi się na suchym lądzie.
Nie ma na sobie „gaci”, ale niczym prawdziwej damie w opałach na ratunek
spieszy jej poznany w barze młodzian, oferując tę właśnie część garderoby.
Amelia przyjmuje podarunek. Okazuje się, że mężczyzna jest trytonem. Później w
zasadzie na każdym kroku Amelia będzie spotykała swoich pobratymców. W sumie
spotka mniej ludzi niż syren, mimo że przebywa na lądzie. Ale to szczegół.
Amelia udaje się
z nowo poznanym mężczyzną na łódź i podpisuje z nim cyrograf (tak naprawdę umowę,
ale ponownie – to szczegół). Robi to, bo ma asa w rękawie – zna karate i
wierzy, że dzięki temu będzie potrafiła się obronić. Amelia dostaje od Jet Mira
– bo tak nazywa się tryton – zadanie. Ma dostarczyć mu artefakty. Później
następuję ciąg chaotycznych wydarzeń, które nijak mają się do siebie. Jedno nie
wynika z drugiego, razem nie stanowią żadnej logicznej całości.
Amelia ma
piętnaście lat i zachowuje się jak przeciętna polska gimnazjalistka. Taki też
jest jej sposób wysławiania się. Inni bohaterowie nie ustępują jej pod tym
względem. Wszyscy są płascy, bezbarwni i scharakteryzowani bez ładu i składu. Raz
źli, raz dobrzy, w zależności od tego, jak bardziej pasowało.
Autorka
postarała się i wymyśliła (mniej więcej) cały syreni świat. Nowe nazwy, krainy,
wydarzenia, podział czasu. Niestety nie umiała wpleść tego ładnie w narracje –
zamiast tego „syrenie” informacje podawała na przykład w nawiasie. Tak naprawdę
nie było żadnego porządnego wyjaśnienia, na jakiej zasadzie świat ludzki i
syreni koegzystują ze sobą.
Dialogi są mniej
więcej na takim poziomie, co bohaterowie. Czytając je, można odnieść wrażenie,
że słyszy się rozmowę jakichś gimnazjalistów. Wykrzyknienia w co drugim zdaniu,
kolokwialny język, mnóstwo wyróżnionych drukowanymi literami zdań. Aż oczy
bolą.
Z przykrością to
stwierdzam, ale nie polecam nikomu tej książki. Nie wiem, jaką można mieć
przyjemność z czytania czegoś tak chaotycznego i niedopracowanego. Niestety
autorka nie umie dobrze pisać. Jeszcze. Może kiedyś się nauczy.
Książkę dostałam od wydawnictwa Novae Res
Już wiem, czego na pewno nie przeczytam...
OdpowiedzUsuńOstatnie trzy zdania są optymistyczne, ale chyba poczekam, aż ten czas nadejdzie, a póki co, tę książkę będę omijać z daleka. ;)
OdpowiedzUsuńJa również miałam okazję przeczytać "Dokąd teraz popłynę?". Według mnie autorka pisząc tę książkę, miała na celu zaadresować ją dla młodych ludzi w wieku 12-16 lat więc wydaje mi się, że dialogi na poziomie gimnazjalistów są jak najbardziej na miejscu. Widać, że autorka jest młoda, to prawda, natomiast wkład jaki włożyła w napisanie tej książki jest godny podziwu wymyślając szczegółowo cały syreni świat. I za to przede wszystkim powinno się docenić jej książkę. Uważam, że recenzja jest zdecydowanie zbyt surowa, a ocena za niska. Najwidoczniej nie każdy z nas wie, że napisanie książki to nie lada wyzwanie. Osobiście polecam ją wszystkim młodym ludziom o barwnej wyobraźni i zamiłowaniu do syren
OdpowiedzUsuń1/10? To ja podziękuję. Zresztą, syreny w powieściach nigdy mnie specjalnie nie interesowały.
OdpowiedzUsuńLubię książki fantastyczne. Mimo negatywnej recenzji myślę, że sięgnę po tą pozycję. Każdy może odbierać książkę inaczej. Chcę sama się przekonać jaka naprawę jest ta powieść.
OdpowiedzUsuńNie, nie i jeszcze raz nie. Po Więzach krwi mam zdecydowanie dość takich gniotów...
OdpowiedzUsuń