Autor: Kerstin Gier
Tytuł: Błękit szafiru
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2011
Liczba stron: 364
Ocena: 8/10
Opis:
Błękit Szafiru to już drugi tom Trylogii czasu. Gwendolyn i Gideon zapatrzeni w siebie wrócili właśnie z początku XX wieku. Ale sprawy tylko się skomplikowały. Czy Strażnicy mają rację, uznając Lucy i Paula za przestępców, czy też może mylą się w swej wierności hrabiemu de Saint Germain?
Recenzja:
Nie wiem jak to się dzieje, ale to już druga książka z tej trylogii, którą czytam w okresie "około sesyjnym". Choć zrobiłam to zupełnie nieświadomie, to mam wrażenie, że fakt iż nad tą książką nie trzeba się ogromnie skupiać (poza jednym aspektem, ale o tym potem) był bardzo znaczący i to on spowodował mój wybór.
Błękit szafiru, to już druga część Trylogii Czasu. Pierwszą, czyli Czerwień Rubinu, miałam już okazję zrecenzować o, dokładnie [TU]. Te dwie książki niezwykle ciężko jest od siebie rozdzielić, ponieważ ta druga rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu, gdzie kończy się pierwszy tom. Mam nadzieję, że uda mi się powiedzieć Wam co nie co, bez zdradzania zbędnych szczegółów.
Książce dałam dokładnie taką samą ocenę jak jej poprzedniczce, bo jak już wcześniej wspomniałam, dla mnie mógłby to być jeden tom, bez rozdzielania, choć są pewne wątki lepsze, a inne gorsze.
Zacznę może od bohaterów. Za Giedonem, jak nie przepadałam tak nie przepadam dalej. Nie wiem co on ma w sobie takiego, że z miłą chęcią, czytałabym jak autorka usuwa go w jakiś fajny sposób z książki. Gwen jest w porządku, choć w miarę jak rozwija się wątek miłosny, to nasza główna bohaterka staje się coraz bardziej infantylna. Miałam już czasami dość, kiedy przeżywała kolejne "lodowate spojrzenie" Giedona i kiedy po raz kolejny zaczynała płakać. Weź się dziewczyno ogarnij, on nie jest tego warty. Pojawiło się też kilku nowych bohaterów, a do moich ulubieńców zdecydowanie należy Xemerius, czyli kamienny gargulec który zaczyna towarzyszyć głównej bohaterce.
Samej akcji nie jest tu dużo, ale ta książka ma w sobie coś takiego, że nie byłam w stanie jej odłożyć i przyznam szczerze, że dużo się przy niej śmiałam, co zawsze było jakąś rozrywką przed czekającym mnie egzaminem z ekonometrii ( <3 ). Strasznie szybko mi się czytało.
Koncepcja podróży w czasie przypadła mi do gustu. Może coraz więcej książek pojawia lub pojawiło się na ten temat, ale ta seria jest jedną z nielicznych, z którą ja się zapoznałam. Ciężko mi się było, i jest dalej, połapać z tym kto i kiedy się przenosił w przeszłość, żeby zrobić coś, co zaplanował w przyszłości a jeszcze o tym nawet nie wie. Taak to jest bardzo zagmatwane, ale mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się w ostatniej części.
Zakończenie jak dla mnie genialne i jetem ciekawa, jak rozwinie się odstania część. Nie wiem jeszcze kiedy się za nią zabiorę, ale może podczas kolejnej sesji? :)
Polecam Wam Trylogie czasu, ale od pierwszego tomu. Co prawda kilka wątków jest wyjaśnianych już na początku drugiej części, ale bez znajomości pierwszej to nie ma szans, żeby ktoś się połapał w drugiej, A Wy już czytaliście ? Dajcie znać co myślicie :)
Z gorącymi pozdrowieniami,
Klaudia.
Podzielam twój zachwyt Gideonem i rozczarowanie w stosunku do Gwen :)
OdpowiedzUsuńNo nie! Mam tyle książek w kolejce do przeczytania, a Ty swoją recenzją zachęcasz mnie do kolejnej serii :( Chyba nie będę spać po nocach :)
OdpowiedzUsuńNiestety wydaje mi się, że ta cała seria to kompletnie nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że gdy sięgnę po tę trylogię, mój entuzjazm będzie równie wielki :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę ;-)
OdpowiedzUsuń