Hej, hej!
Jak zauważyliście, bądź nie, zarówno mnie, jak i Ariady, nie było przez ostatnie... blisko dwa tygodnie. Wyjechałyśmy 19.09 do Niemiec na wymianę międzynarodową - wróciłyśmy dosłownie kilkanaście godzin temu.
Nie będę się rozpisywała na temat, jak cudownie tam było, bo nie jest to celem mojej dzisiejszej opowieści (aczkolwiek powiem, że Niemcy to piękny kraj, a ludzie tam są naprawdę bardzo, bardzo mili i wbrew powszechnej opinii - wcale nie chcą nas rozstrzelać przy pierwszej okazji). I tak - naprawdę uważają oni pana Goethego za klasyka, podczas gdy u nas jest on uznawany za twórcę romantycznej literatury.
Wymiana ta pozwoliła mi jednak na dostrzeżenie przynajmniej paru rzeczy:
- w Polsce większość księgarni jest dosłownie... maleńka! Czy wiąże się to z tym, że większość ludzi nie czyta? Nie mam pojęcia... Ale wchodząc do niektórych sklepów z książkami w miejscach, które zwiedzałam - wręcz łapałam się za głowę z zaszokowania.
Podam przykład - jedna z księgarni w Karlsruhe:
*tak, wszystkie zdjęcia pochodzą z jednego sklepu / tak, dziwnie patrzyli się na mnie ludzie, kiedy robiłam panoramę / tak, patrzyli się też dziwnie, kiedy robiłam z Ariadą pozostałe zdjęcia, które są umieszczone w tej notce*
- większość z nas zna język angielski na takim poziomie, że śmiało możemy próbować zarówno czytać, jak i oglądać dzieła w tym języku. Naprawdę warto próbować, bo widać różnicę pomiędzy oryginałem, a tłumaczeniem!
- ceny książek w Niemczech są bardzo zbliżone do tych, jakie mamy w Polsce. Niemniej jednak oni mają zdecydowanie ładniejsze okładki, co było dla mnie nie lada zaskoczeniem, bo spodziewałam się, że one również będą bardzo, bardzo zbliżone do tych naszych, polskich.
- Niemcy to raj dla fanów mangi. Zdecydowanie. Zarówno zbliżone cenowo, jak i... zresztą sami możecie zobaczyć na zdjęciach. Porównajcie to z naszymi księgarniami i macie gotową odpowiedź - uczyć się języka i robić sobie wycieczki do naszych sąsiadów.
Z góry przepraszamy za słabą jakość zdjęć, ale one były wykonywane tylko naszymi telefonami, nie aparatami. W razie jakichkolwiek pytań - zadawajcie je w komentarzach, chętnie wam opowiemy więcej szczegółów.
Ah... no i oczywiście zrobiło się trochę zakupów książkowych! Zdjęcia zdobyczy Ariady są już na naszym fanpagu na facebooku. Ja natomiast kupiłam "Panic" Lauren Oliver. Zdjęcie udostępnię jednak może podczas robienia kolejnego stosiku, bo dawno takowego na blogu nie było :)
Taka księgarnia to byłby raj :)
OdpowiedzUsuńWidać też jak bardzo drogie są u nas książki, bo nie przeliczając za mangę dać 6 Euro, to tak jakby u nas dać 6 zł. Niemożliwe.
A jednak. I widać, że więcej osób czyta... bo im się po prostu opłaca. Lepiej kupić mangę za 6 euro niż grę za 25 :) No i wydawnictwa takim sposobem mają więcej nabywców, więc prawdopodobnie lepiej im sprzedawać coś taniej, bo więcej osób się skusi.
UsuńTe ogromne księgarnie brzmią jak raj :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Boże jak pięknie! *-*
OdpowiedzUsuńRaj, raj i jeszcze raz raj. Teraz już postanowione, wyjeżdżam tam za 3 lata i nie ma bata ;) Dzięki za kolejną dawkę motywacji dziewczyny!
http://wiecznie-zaczytana-blog.blogspot.com/
Nie ma za co. Możesz mnie zabrać ze sobą.. albo przynajmniej wysyłać paczki z książkami! ;)
UsuńWow. Niesamowita ta księgarnia *.*
OdpowiedzUsuńM.
Fantastische... Ta ściana regałów mogłaby być moja, gdyby była po polsku ;)
OdpowiedzUsuńPo angielsku była mniej więcej tak samo duża. Wystarczy znać przynajmniej jeden z tych języków i już :) Tylko się to wydaje trudne, naprawdę c;
UsuńOoo jaaaa, ale raj :)
OdpowiedzUsuńNiestety, ale u nas takie duże księgarnie nie mają racji bytu. Nie tak dawno Kraków mógł się jeszcze poszczycić Empikiem w samym rynku, w pięknej kamienicy - księgarnia była położona na kilku piętrach, ale w chwili obecnej znajduje się tam salon Sephory. Empik wyemigrował do innej kamienicy i dotarł tam w zdecydowanie skromniejszej formie. Trochę to smutne, ale te niskie wskaźniki czytelnictwa wśród społeczeństwa muszą z czegoś wynikać oraz niosą za sobą określone konsekwencje.
OdpowiedzUsuń