Autor: Neil Gaiman
Tytuł: Na szczęście mleko...
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 2013
Ilość stron: 160
Ocena: 10/10
Opis:
Wiecie, jak to jest, kiedy mama wyjeżdża służbowo, a tato zajmuje się domem. Mama zostawia mu długą, naprawdę długą listę spraw, których ma dopilnować. A najważniejsze z poleceń brzmi: NIE ZAPOMNIJ KUPIĆ MLEKA!
Niestety, tato zapomina. Dlatego rano, jeszcze przed śniadaniem, musi iść do sklepu na rogu. A to jest opowieść o tym, dlaczego tak długo trwało, zanim wrócił.
Występują: profesor Steg (podróżujący w czasie dinozaur), kilka zielonych śluzowatych stworów, królowa piratów, słynny klejnot będący Okiem Sploda, kilka wumpirów oraz całkiem normalny, ale bardzo ważny karton mleka.
Recenzja:
Neil Gaiman jest jednym z tych pisarzy, których przedstawianie jest rzeczą zbędną, gdyż ciężko mi uwierzyć w to, że na świecie istnieje ktoś, kto choćby nie słyszał o jego twórczości (jeśli egzystujesz takowy osobniku, to lepiej czym prędzej nadrób braki, bom w kwestii Gaimana bezlitosna!). Kreuje on swoje historie zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, a Na szczęście mleko... jest jedną z jego książek, które definitywnie są pozycją dla młodszych, chociaż sama, mimo niemalże dwudziestki jedynki na karku, bawiłam się przy niej przednio!
Oczywiście, poza wspaniałymi rysunkami Chrisa Riddella, Na szczęście mleko... zachwyca również swoją zawartością merytoryczną. Ze stronic tej bajki wylewają się zapierające dech w piersiach przygody, pełne zwrotów akcji i nieszablonowych bohaterów (jak już wspomniałam o tym wcześniej), a o nudzie nie ma tutaj mowy! Być może została wyssana przez jakiegoś wumpira, porwana przez obcego lub unicestwiona przez piratów - kto wie? W każdym bądź razie Gaiman znalazł miejsce w swojej opowieści dla rozkosznych kucyków, ale dla nudy już nie.
Warto również dodać, że Gaiman w Na szczęście mleko... odrobinę sparodiował postacie z innych książek i nie wątpię, że domyślicie się z jakich - Kapitan Hak i Wspak oraz Blady i Interesujący Edvard są z pewnością najbardziej sugestywnym postaciami, których obecność rozbawi nie jednego czytelnika do łez.
- Jestem jeszcze dalej od moich dzieci i naszego śniadania - poskarżyłem się.
- Masz swoje mleko - zauważył. - A póki jest mleko, jest nadzieja.
Na szczęście mleko... polecam przede wszystkim młodszym czytelnikom, ale zarówno dzieci, jak i starsi książkowi weterani, bez wątpienia spędzą przy tej nietypowej książeczce miłe chwile. Jest to ani chybi idealna pozycja na prezent dla szkraba, bo historia, jak i ilustracje, zostają w pamięci na długo, a już na pewno wywołują szeroki uśmiech na twarzy.
Pomimo iż do dzieci już dawno nie należę, to myślę, że bardzo ciekawie zapowiada się ta historia, w szczególności że mam słabość do rynków w książkach :)
OdpowiedzUsuńJa raczej nie sięgam po taką literaturę, więc spasuje tym razem. A polecić nie mam na razie komu. Może za kilka lat jak kuzyneczka podrośnie, bo starszy kuzyn przestał czytać. :(
OdpowiedzUsuńkuzyn starszy od kuzynki nie ode mnie hahah
UsuńSzczerze mówiąc nie wiedziałam, że Gaiman piszę też pozycje dla młodszych czytelników... świetnie się składa, bo staram się zachęcić do czytania swojego siostrzeńca i szukam ciekawych pozycji. Po recenzji myślę, że mogę spokojnie mu ją podrzucić... a najpierw sama przeczytać ; )
OdpowiedzUsuń