# 1 - Iwona Ladzińska (nunachopin)
Autor: Gustav Meyrink
Tytuł: Golem
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2014
Ilość stron: 337
Ocena: 9/10
Opis:
Pracę nad
utworem, który miał przynieść mu nieśmiertelność, Meyrink rozpoczął w
1906, może 1907 roku. Zachowana korespondencja z Alfredem Kubinem
pozwala sądzić, że miało to być ich wspólne dzieło literacko-plastyczne:
Meyrink wysyłał kolejne rozdziały Kubinowi, ten zaś przygotowywał do
nich rysunki. Współpraca została zerwana wskutek opieszałości Meyrinka.
Kubin nie mógł się doczekać kolejnych fragmentów i wykorzystał gotowe
już ilustracje we własnej powieści Po tamtej stronie (1908). Meyrink
jeszcze długo biedził się nad powieścią, zwodził wydawców, ostrzących
sobie zęby na powieściowy debiut znanego autora. W 1911 roku ogłosił
fragment w czasopiśmie „Pan”, podpisał nawet umowę z lipską oficyną
Kurta Wolffa, na gotowy rękopis kazał mu jednak czekać jeszcze kilka
lat. Przyczyna tych trudności była prozaiczna: świetny nowelista nie
radził sobie z konstrukcją powieści. Miał mnóstwo materiału, wiele
pomysłów, mnożył postacie i wątki. Koniec końców, jak głosi legenda, w
opanowaniu rozrastającego się chaotycznie dzieła pomógł mu ktoś z
przyjaciół: wspólnie rozrysowali konstrukcję utworu, rozpisali wątki,
zdecydowali, co trzeba pominąć – i wyrzucili połowę tekstu do kosza. […]
Ostateczny efekt siedmioletnich wysiłków publikował w odcinkach w
latach 1913-1914 niemiecki miesięcznik „Die Weißen Blätter”, cenione
forum literackiego ekspresjonizmu, w 1915 roku ukazała się zaś luksusowa
wersja książkowa. Powieść od razu stała się wielkim bestsellerem, w
krótkim czasie sprzedało się 200, może 250 tysięcy egzemplarzy. […]
Golem pozostał najsłynniejszą, najczęściej wznawianą powieścią Meyrinka.
Ostatecznie nie ukazał się z rysunkami Kubina, zilustrował go jednak
artysta równie znakomity i ceniony: Hugo Steiner-Prag, znajomy Meyrinka z
kręgów ezoterycznych.
Golem Gustava Meyrinka, który ukazał się po raz pierwszy po polsku w 1919 roku, miał szczęście: przełożył go Antoni Lange, wybitny młodopolski poeta, prozaik i dramatopisarz, poliglota, tłumacz m.in. Edgara Allana Poego i Charlesa Baudelaire’a. Jego Golem jest arcydziełem sztuki translatorskiej, jednym z tych przekładów, które nawet po stu latach zachowują naturalną urodę, nie trącą manierą, zachowują ze swej epoki tylko to, co najlepsze. Z dumą oddajemy go w ręce Czytelników, niech przyprawi ich o przyjemny dreszcz grozy, skłoni do zadumy, a może nawet stanie się podnietą do nieoczekiwanego i brzemiennego myślowego olśnienia.
– z posłowia Macieja Płazy
Golem Gustava Meyrinka, który ukazał się po raz pierwszy po polsku w 1919 roku, miał szczęście: przełożył go Antoni Lange, wybitny młodopolski poeta, prozaik i dramatopisarz, poliglota, tłumacz m.in. Edgara Allana Poego i Charlesa Baudelaire’a. Jego Golem jest arcydziełem sztuki translatorskiej, jednym z tych przekładów, które nawet po stu latach zachowują naturalną urodę, nie trącą manierą, zachowują ze swej epoki tylko to, co najlepsze. Z dumą oddajemy go w ręce Czytelników, niech przyprawi ich o przyjemny dreszcz grozy, skłoni do zadumy, a może nawet stanie się podnietą do nieoczekiwanego i brzemiennego myślowego olśnienia.
– z posłowia Macieja Płazy
Recenzja:
Są takie książki, których czytanie przypomina otwieranie
drzwi do tajemniczego pokoju. Drewniane skrzydło powoli przesuwa się, z
półmroku wyłaniają się niewyraźne zarysy mebli, a czytelnik w transie nieomal
próbuje wyostrzyć detale. Później drzwi zatrzaskują się za ostatnim zdaniem,
pozostawiając wyryte w pamięci obrazy, których znaczenie będzie się rozjaśniać
z każdym kolejnym czytaniem. Bo w tym pokoju jest coś tak prawdziwego i
nieprawdopodobnego zarazem, że nie sposób odrzucić szansy poznania. Taki jest
właśnie „Golem” Gustava Meyrinka, najbardziej mistyczna i mroczna książka, jaką
kiedykolwiek czytałam.
Nastrój grozy, jaki autor buduje
z wirtuozerią, wprowadza czytelnika w mroczne zaułki praskiego getta z przełomu
XIX i XX wieku. Jest brudno, biednie, niepokojąco. Brzydota jest brzydotą
ostateczną, piękno niesie w sobie jakiś absolut, wszystko jest przepojone
mistyką. Nastrój podkreślają niesamowite rysunki Hugo Steinera-Praga, na
których posępne budynki wbijają się w smętne niebo, więżąc między sobą ludzi.
Takie klaustrofobiczne wrażenie wywołują nocą stare wąskie uliczki, gdy
nieopacznie skręci się w nie po zmierzchu.
„Dlaczego zegar ścienny nie cyka?
Coś, co tutaj czyha, spija każdy
dźwięk.”
Opowieść zaczyna się jak u Edgara Allana Poe’go, kontemplacją pewnej rzeczywistości pozornie tylko zwyczajnej, jakąś ledwie uchwytną anomalią, wkroczeniem w niby-sen. Narrator trafia w znajome miejsce, opisuje wewnętrzną konstrukcję budynków i losy napotkanych ludzi wykazując głęboką wiedzę na ich temat, jednocześnie daje upust niejasnemu przeczuciu, że nie był tu nigdy i nie jest Atanazym Pernatem, za którego go wszyscy mają. Wszystko co nastąpi później, jest poszukiwaniem siebie, budzeniem się do duchowej świadomości.
Mistrz Pernat doświadcza zjawisk na pograniczu jawy i snu, dociera do mitycznych miejsc, spotyka postacie z legend i przypowieści, czyta tajemną księgę „Ibbur” przyniesioną mu przez Golema. Buddyzm i kabała w jakimś dziwnym zespoleniu wprowadzają go w świat wewnętrznych przeżyć, „budzą” go do prawdziwego życia.
„Kto jest przebudzony, ten nie
może już umrzeć; sen i śmierć są tym samym.”
Meyrink, jako doświadczony mistyk płynnie prowadzi czytelnika przez kolejne etapy wtajemniczenia w mrocznych zaułkach, ukrytych tunelach i pokojach mędrców, by formami zewnętrznymi skierować jego uwagę na głębię znaczeń. Nauki i wywody filozoficzne włożone w usta bohaterów to chwile gdy czytelnik zamiera, bo w gruncie rzeczy nawet największy sceptyk czasem czuje, że świat materialny to za mało, gdzieś w sobie odkrywa inne wszechświaty — choćby zbudowane na kanwie przeczytanych powieści czy wspomnień. Autor doskonale to rozumie i wie, którą strunę trącić. Przy lekturze „Golema” potrzebna jest szczypta sceptycyzmu, bo naprawdę można dać się ponieść.
Jedną z najciekawszych scen powieści jest moment, gdy mistrz Pernat spotyka sam siebie. Przypomina on „Problemat Czelawy” Stefana Grabińskiego, jest jednak bardziej przerażający, bo realniejszy i zbudowany z namacalnej bryły setek lat ludzkich wyobrażeń. Jest czymś więcej, jakąś wielowymiarową korespondencją między różnymi przejawami własnego bytu, „Williamem Wilsonem” Poe’go wzbogaconym o odkrywanie transcendentalnej jaźni w pojęciu Zen.
Wątek miłosny w „Golemie” wydaje się być jakąś próbą, wyborem pomiędzy trzema rodzajami kobiecości: zepsutą Rozyną o enigmatycznym, demonicznym wręcz pochodzeniu, śliczną i zmysłową trzpiotką Angeliną a uduchowioną, świadomą i mądrą Miriam. Trudno tu jednak mówić o miłości w typowym tego słowa znaczeniu, to raczej świadome obranie drogi, priorytetów. Wybór ten dokonuje się niejako sam, bez udziału Pernata — choć za jego akceptacją.
Meyrink dotyka również materialnej strefy rzeczywistości. Poza takimi przejawami zewnętrzności jak ułomność, zbrodnia, bieda, pijaństwo, gwałt, bardziej lub mniej estetyczna cielesność, stanowiące rzeczywistość z plotek, anegdot i raportów policyjnych, rozlicza również oficjalne formy funkcjonowania społeczeństwa. Najbardziej widoczne jest to w momencie, gdy Pernat ma do czynienia ze służbami więziennymi. Jego niezgoda i jednoczesna bezsilność wobec działania wymiaru sprawiedliwości przywodzą na myśl powieści Franza Kafki, choć absurd w opisie procedur nie jest tu tak daleko posunięty jak choćby w „Zamku” czy „Procesie”, nie jest też tak rozbudowany, stanowi bowiem wątek poboczny.
Nie popełnię oczywiście niewybaczalnej zbrodni i nie zdradzę zakończenia. Muszę jednak podzielić się nieodpartym wrażeniem jego pokrewieństwa z najbardziej pokrzepiającą sceną, jaką kiedykolwiek stworzył Bułhakow. Ukojenie jest tej samej miary i musi być wynikiem podobnych nadziei i pragnień.
Niewątpliwą zaletą „Golema” jest namacalny klimat grozy, który od pierwszych stron wciąga w inną rzeczywistość. Nie jest miałki czy niewyraźny, podczas czytania zaczyna po prostu istnieć. Piękny język przy jednoczesnym umiarze w obszerności tekstu nie pozwala na chwilę choćby nudy. Książka może być czytana z równym powodzeniem jako wprowadzenie do mistycyzmu promowanego przez Meyrinka, jak i sugestywna powieść grozy. Wzbudza autentyczny niepokój jak utwory Kinga, choć jest zdecydowanie bardziej uduchowiona i osadzona w innych realiach i innej estetyce. Banalnym stwierdzeniem będzie zapewne, że jest to książka genialna, niemniej trudno inaczej ocenić utwór, który działa na czytelnika na tak wielu poziomach i napisany jest z takim kunsztem i wyczuciem.
Książkę polecam każdemu kto lubi się bać, uwielbia tajemnice, zagadki kryminalne, fascynuje się zjawiskami nadprzyrodzonymi lub pielęgnuje w sobie zacięcie filozoficzne. Czy jest coś w opowieściach Meyrinka wartościowego dla duchowych poszukiwań, trudno odpowiedzieć takiemu laikowi jak ja. Zastanawiające w kontekście jego zapatrywań i dodatkowym smaczkiem jest jednak to, jak autor zmarł: przeczuwając śmierć, w pozycji medytacyjnej, wpatrzony w jezioro…
Nie wiem jak ty to robisz, ale strasznie mnie zaciekawiłaś swoją recenzją. Ciekawe jest to, że jeszcze powstają takie mistyczne książki, które fragment po fragmencie odsłaniają wydarzenia, które dopiero się wydarzą. Pojawiają się też zjawiska nadprzyrodzone co jest myślę ciekawym urozmaiceniem. Koniecznie muszę przeczytać tą książkę.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam (dopiero zaczynam) http://ksiazkowy-zlodziej.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTa książka jest niezmiernie inspirująca, więc pisanie o niej samo "idzie". Niemniej bardzo mi przyjemnie. ;) Polecam "Golema" z pełną odpowiedzialnością.
UsuńNo dobra, coś mi nie wychodzi w komentarzach, chciałam odpowiedzieć Aiden Ejsmont i nie wyszło.
Usuń