Gaba i Grzebień
W pierwszej kolejności zagłębiłam się w lekturze książeczki z serii Gaba Gada o bardzo obiecującym dla mnie tytule Gaba i Grzebień. Dlaczego obiecującym? - zapewne zapytacie. Otóż, widząc samą okładkę nie miałam wątpliwości, że bohaterka ów bajki zdobędzie moją sympatię, gdyż... ja również będąc małą dziewczynką nienawidziłam czesania! Rozplątywanie porannych kołtunów i szwadron kolorowych spinek na głowie wiecznie doprowadzały mnie do szaleństwa, a Gaba, podobnie jak ja, nienawidzi jakiegokolwiek szarpania za włosy. Muszę jednak przyznać, że w kwestii wymigiwania się od tej tej straszliwej czynności, wykazała się znacznie większą kreatywnością i bogatszą wyobraźnią niż ja.
- A dlaczego chcesz się czesać akurat mną? - pyta Grzebień. - Ja przecież jestem rekinem.
Dzięki swojej niesamowitej fantazji, Gaba przeżywa niezwykłą podwodną przygodę, w której nie brakuje właściwego dla takich wypraw dreszczyku emocji. W końcu, jaka dziewczynka nie miałaby na ciele gęsiej skórki, gdyby przyszło jej zmierzyć się ze straszliwym rekinem Grzebieniem?
Poza zajmującą przygodą, której zakończenie rozbawiło mnie niemalże do łez, Gaba i Grzebień wypełniona jest zachwycającymi ilustracjami Doroty Prończuk, które wraz z treścią tworzą kolorową kwintesencję dzieciństwa i - według mnie - w pełni oddają charakter Gaby. A może to jedynie moja wyobraźnia podpowiada mi, że każda niesforna Zuzia powinna mieć rozczochraną czuprynę? ;)
Alfabet owocowo-warzywny
Po szalonych, wodnych przeżyciach, które zagwarantowała mi Gaba i Grzebień, nieco zgłodniałam, a więc sięgnęłam po Alfabet owocowo-warzywny, który okazał się prawdziwą wierszykową ucztą. No, może nie ucztą samą w sobie, bo choć uwielbiam owoce, to z niektórymi warzywami po dziś dzień utrzymuję separatystyczne relacje. Niemniej jednak, z brokułem, szpinakiem i innymi zielonymi bohaterami zaprzyjaźniłam się tutaj dość szybko, a żartując powiedziałabym nawet, że owocnie. Spędziłam z nimi naprawdę miłe i pełne humoru chwile i ani razu nie powiedziałam typowego, dziecięcego bleee.
Marchew to ja dobrze znam.
Górę zmartwień z marchwią mam.
Jest w surówce, w zupie z groszkiem.
Serio, dość już jej mam troszkę.
Pocieszne, a jednocześnie jakże prawdziwe wierszyki (myślę, że każdy z nas miał chwile zwątpienia choćby właśnie w zdrową marchew), przyprawione są komicznymi ilustracjami warzywnych i owocowych bohaterów spod widelca... tfu!... spod pędzla Doroty Prończuk, które całkowicie dopełniają smaku. W efekcie otrzymujemy prawdziwy rarytas dla dzieci, bo nie sposób nie pokochać tak sympatycznych postaci, nawet jeśli nie przyjaźnimy się z nimi na co dzień, na talerzu. ;)
Abyś lubiła literki tak bardzo jak zwierzęta :) - taką oto wesołą dedykację otrzymałam na pierwszej stronie Zooalfabetu od pani Izy Skabek. Wesołą i przede wszystkim trafną, bo naprawdę kocham wszystko co futrzaste i pierzaste już od najmłodszych lat. Biorąc to pod uwagę, nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że w ów książeczkę wgryzłam się z uśmiechem na ustach. Znaczy - wczytałam się, gryźć książek w dosłownym znaczeniu nie wypada, choć mój chrześniak bez wątpienia jest innego zdania...
Ssss syczenie słychać smoka.
Wczoraj ryczał i ział ogniem,
ale dziś rycerza spotkał.
W klatce siedzi już wygodnej.
Nie byłabym sobą, gdybym spotkawszy w ów książeczce ukochanego fantastycznego stwora, nie wstawiła go do recenzji, prawda? Muszę jednak przyznać, że choć większość bohaterów, których spotkamy w Zooalfabecie jest całkiem realna, to każdy z nich jest na swój sposób magiczny. Żuk, który chce być rycerzem; elegancki biegacz emu; owca, co jak kózka skakała - a to przecież nie wszyscy, jest ich cały alfabet!
Tym razem, ilustracje do książeczki wyczarował Marek Regner i muszę przyznać, że spisał się na medal. Zwierzęta wyglądają, jakby miały za chwilkę ożyć i wyskoczyć z papierowych stron! Zresztą spójrzcie tylko na tego uroczego smoka, a zrozumiecie co mam na myśli. :)
Gaba i pająk
Muszę przyznać, że chociaż smaczne i przyjemnie drapiące wierszyki ujęły moje serducho, to zatęskniłam za niesforną Gabą. Zastanawiałam się, co tym razem zmaluje moja bratnia dusza, a widząc w tytule słowo pająk, miałam dość... mieszane uczucia. No dobrze, przyznam się bez bicia - mam arachnofobię! Jednakże pająk w ów książeczce okazał się całkiem sympatyczny i - przede wszystkim - złośliwy, bo to właśnie on wplątał naszą kochaną bohaterkę w nie lada kłopoty - nie tyle straszne, co trudne do rozwiązania. Chociaż bez wątpienia nie obeszło się tutaj bez winy Gaby, bo nasza (odrobinkę nieznośna) dziewczynka, sama zagwarantowała sobie wycieczkę do pająka.
- Dlaczego nie robisz tego, co inne dzieci?
- Bo nie chcę - odpowiada Gaba. - Nudzę się.
- W takim razie idź do kąta - rozkazuje pani. - Tam sobie przemyślisz swoje zachowanie i może to cię czegoś nauczy.
Nie muszę chyba Wam mówić, że ów historia zakończyła się równie zabawnie, jak i poprzednia, a Gaba po raz kolejny wykazała się twórczym umysłem?
A jeśli chodzi o kwestie wizualne, to Gaba i pająk nie odstępuje ani o krok od Gaby i Grzebienia. Choć ta urocza dziewczynka może w tej części pochwalić się nienaganną fryzurą, to jej charakter zupełnie się nie zmienił. Dorota Prończuk po raz kolejny udowodniła, że jest świetną rysowniczką, a Iza Skabek naprawdę stworzona do tworzenia bajek dla dzieci!
Ach! Omal nie zapomniałam dodać, że zarówno w Alfabecie owocowo-warzywnym, jak i w Zooalfabecie znajdziemy również kącik kreatywny. Dla przykładu:
Ja nie znam żadnych warzyw na Ha,
ale na pewno ktoś z was je zna.
Jeśli je znacie, albo zmyślicie,
to narysujcie i nam wyślijcie.
Posłużyłam się akurat tym fragmentem, ponieważ przysłużył się on zabawnej sytuacji, w której brał udział mój bratanek;
Bratanek: A ty znasz jakieś warzywo albo owoc na Ha?
Dizzy: Hmm. Hurmę...
Bratanek: Oszalałaś? Każdy głupi wie, że chmura to nie warzywo!
No cóż, dziecko zawsze wie lepiej. :)
Książeczki mogłam zrecenzować dla Was dzięki autorce, Izie Skabek.
Myślę, że moja mała kuzynka byłaby nimi zachwycona! :D
OdpowiedzUsuńBez wątpienia tak! :3
UsuńNie wiem, jak to zrobiłaś, ale nie dość, że przeczytałem tę recenzję bajek do samego końca, to jeszcze oczami widziałem Ciebie jako taką małą dziewczynkę.,,
OdpowiedzUsuńTo magia. :)
UsuńHmmm, mam w domu pewnego bandytę, któremu rekiny i pająki przypadłyby do gustu. Jako jednak, że złośliwa ze mnie bestyja zaopatrzę go w książkę o warzywach - jego wielką miłością są ostatnio litery, więc może one wyleczą go ze strachu przed brukselką i surowym pomidorem.... ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, uśmiałam się. ;)