środa, 13 sierpnia 2014

Barwny świat Izy Skabek

Myślę, że każdy z nas lubi powracać myślami do okresu beztroskiego dzieciństwa. Sama, choć mam już niemalże 21 lat na karku, uwielbiam zagłębiać się w piękne baśnie i kolorowe bajki, przeznaczone dla znacznie młodszych czytelników - tych, sięgających głową ledwo ponad stół. Z tego powodu, gdy zawitały do mojego progu twory Izy Skabek, zabrałam się za nie z iście dziecięcą ciekawością i właściwą dla młodej duszy niecierpliwością.


Gaba i Grzebień

W pierwszej kolejności zagłębiłam się w lekturze książeczki z serii Gaba Gada o bardzo obiecującym dla mnie tytule Gaba i Grzebień. Dlaczego obiecującym? - zapewne zapytacie. Otóż, widząc samą okładkę nie miałam wątpliwości, że bohaterka ów bajki zdobędzie moją sympatię, gdyż... ja również będąc małą dziewczynką nienawidziłam czesania! Rozplątywanie porannych kołtunów i szwadron kolorowych spinek na głowie wiecznie doprowadzały mnie do szaleństwa, a Gaba, podobnie jak ja, nienawidzi jakiegokolwiek szarpania za włosy. Muszę jednak przyznać, że w kwestii wymigiwania się od tej tej straszliwej czynności, wykazała się znacznie większą kreatywnością i bogatszą wyobraźnią niż ja.

- A dlaczego chcesz się czesać akurat mną? - pyta Grzebień. - Ja przecież jestem rekinem.

Dzięki swojej niesamowitej fantazji, Gaba przeżywa niezwykłą podwodną przygodę, w której nie brakuje właściwego dla takich wypraw dreszczyku emocji. W końcu, jaka dziewczynka nie miałaby na ciele gęsiej skórki, gdyby przyszło jej zmierzyć się ze straszliwym rekinem Grzebieniem?

Poza zajmującą przygodą, której zakończenie rozbawiło mnie niemalże do łez, Gaba i Grzebień wypełniona jest zachwycającymi ilustracjami Doroty Prończuk, które wraz z treścią tworzą kolorową kwintesencję dzieciństwa i - według mnie - w pełni oddają charakter Gaby. A może to jedynie moja wyobraźnia podpowiada mi, że każda niesforna Zuzia powinna mieć rozczochraną czuprynę? ;)


Alfabet owocowo-warzywny

Po szalonych, wodnych przeżyciach, które zagwarantowała mi Gaba i Grzebień, nieco zgłodniałam, a więc sięgnęłam po Alfabet owocowo-warzywny, który okazał się prawdziwą wierszykową ucztą. No, może nie ucztą samą w sobie, bo choć uwielbiam owoce, to z niektórymi warzywami po dziś dzień utrzymuję separatystyczne relacje. Niemniej jednak, z brokułem, szpinakiem i innymi zielonymi bohaterami zaprzyjaźniłam się tutaj dość szybko, a żartując powiedziałabym nawet, że owocnie. Spędziłam z nimi naprawdę miłe i pełne humoru chwile i ani razu nie powiedziałam typowego, dziecięcego bleee.

Marchew to ja dobrze znam.
Górę zmartwień z marchwią mam.
Jest w surówce, w zupie z groszkiem.
Serio, dość już jej mam troszkę.

Pocieszne, a jednocześnie jakże prawdziwe wierszyki (myślę, że każdy z nas miał chwile zwątpienia choćby właśnie w zdrową marchew), przyprawione są komicznymi ilustracjami warzywnych i owocowych bohaterów spod widelca... tfu!... spod pędzla Doroty Prończuk, które całkowicie dopełniają smaku. W efekcie otrzymujemy prawdziwy rarytas dla dzieci, bo nie sposób nie pokochać tak sympatycznych postaci, nawet jeśli nie przyjaźnimy się z nimi na co dzień, na talerzu. ;)

Zooalfabet

Abyś lubiła literki tak bardzo jak zwierzęta :) - taką oto wesołą dedykację otrzymałam na pierwszej stronie Zooalfabetu od pani Izy Skabek. Wesołą i przede wszystkim trafną, bo naprawdę kocham wszystko co futrzaste i pierzaste już od najmłodszych lat. Biorąc to pod uwagę, nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że w ów książeczkę wgryzłam się z uśmiechem na ustach. Znaczy - wczytałam się, gryźć książek w dosłownym znaczeniu nie wypada, choć mój chrześniak bez wątpienia jest innego zdania... 

Ssss syczenie słychać smoka.
Wczoraj ryczał i ział ogniem,
ale dziś rycerza spotkał.
W klatce siedzi już wygodnej.

Nie byłabym sobą, gdybym spotkawszy w ów książeczce ukochanego fantastycznego stwora, nie wstawiła go do recenzji, prawda? Muszę jednak przyznać, że choć większość bohaterów, których spotkamy w Zooalfabecie jest całkiem realna, to każdy z nich jest na swój sposób magiczny. Żuk, który chce być rycerzem; elegancki biegacz emu; owca, co jak kózka skakała - a to przecież nie wszyscy, jest ich cały alfabet!

Tym razem, ilustracje do książeczki wyczarował Marek Regner i muszę przyznać, że spisał się na medal. Zwierzęta wyglądają, jakby miały za chwilkę ożyć i wyskoczyć z papierowych stron! Zresztą spójrzcie tylko na tego uroczego smoka, a zrozumiecie co mam na myśli. :)

Gaba i pająk

Muszę przyznać, że chociaż smaczne i przyjemnie drapiące wierszyki ujęły moje serducho, to zatęskniłam za niesforną Gabą. Zastanawiałam się, co tym razem zmaluje moja bratnia dusza, a widząc w tytule słowo pająk, miałam dość... mieszane uczucia. No dobrze, przyznam się bez bicia - mam arachnofobię! Jednakże pająk w ów książeczce okazał się całkiem sympatyczny i - przede wszystkim - złośliwy, bo to właśnie on wplątał naszą kochaną bohaterkę w nie lada kłopoty - nie tyle straszne, co trudne do rozwiązania. Chociaż bez wątpienia nie obeszło się tutaj bez winy Gaby, bo nasza (odrobinkę nieznośna) dziewczynka, sama zagwarantowała sobie wycieczkę do pająka.

- Dlaczego nie robisz tego, co inne dzieci?
- Bo nie chcę - odpowiada Gaba. - Nudzę się.
- W takim razie idź do kąta - rozkazuje pani. - Tam sobie przemyślisz swoje zachowanie i może to cię czegoś nauczy.

Nie muszę chyba Wam mówić, że ów historia zakończyła się równie zabawnie, jak i poprzednia, a Gaba po raz kolejny wykazała się twórczym umysłem? 

A jeśli chodzi o kwestie wizualne, to Gaba i pająk nie odstępuje ani o krok od Gaby i Grzebienia. Choć ta urocza dziewczynka może w tej części pochwalić się nienaganną fryzurą, to jej charakter zupełnie się nie zmienił. Dorota Prończuk po raz kolejny udowodniła, że jest świetną rysowniczką, a Iza Skabek naprawdę stworzona do tworzenia bajek dla dzieci!


Ach! Omal nie zapomniałam dodać, że zarówno w Alfabecie owocowo-warzywnym, jak i w Zooalfabecie znajdziemy również kącik kreatywny. Dla przykładu:

Ja nie znam żadnych warzyw na Ha,
ale na pewno ktoś z was je zna.
Jeśli je znacie, albo zmyślicie,
to narysujcie i nam wyślijcie.

Posłużyłam się akurat tym fragmentem, ponieważ przysłużył się on zabawnej sytuacji, w której brał udział mój bratanek;

Bratanek: A ty znasz jakieś warzywo albo owoc na Ha?
Dizzy: Hmm. Hurmę...
Bratanek: Oszalałaś? Każdy głupi wie, że chmura to nie warzywo!

No cóż, dziecko zawsze wie lepiej. :)

Książeczki mogłam zrecenzować dla Was dzięki autorce, Izie Skabek.

5 komentarzy:

  1. Myślę, że moja mała kuzynka byłaby nimi zachwycona! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale nie dość, że przeczytałem tę recenzję bajek do samego końca, to jeszcze oczami widziałem Ciebie jako taką małą dziewczynkę.,,

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm, mam w domu pewnego bandytę, któremu rekiny i pająki przypadłyby do gustu. Jako jednak, że złośliwa ze mnie bestyja zaopatrzę go w książkę o warzywach - jego wielką miłością są ostatnio litery, więc może one wyleczą go ze strachu przed brukselką i surowym pomidorem.... ;)
    Świetna recenzja, uśmiałam się. ;)

    OdpowiedzUsuń