Autor: Magdalena Maria Kałużyńska
Tytuł: Ymar
Wydawnictwo: FOX Publishing
Data wydania: 2010
Ilość stron: 248
Ocena: 5/10
Opis:
Gdy inspektor Wojciechowski i jego asystent, Michał, znajdują w starej kamienicy zakrwawione ciało pięknej kobiety, nie podejrzewają nawet, w jak mroczną i skomplikowaną intrygę zostają wplątani. Intrygę, która - być może - ma swoje początki jeszcze w pradawnych i złowrogich siłach wymykających się ludzkiemu rozumowi... Czy bohaterowie poznają prawdę i... czy uchronią siebie i innych przed tajemniczym niebezpieczeństwem?
Recenzja:
W zasadzie, nie mam pojęcia, jak
ubrać moje skołatane myśli w jedną składną wypowiedź na temat książki. Jestem
otumaniona, nie wiem, co mam myśleć.
"Ymar" to książka, w
której moglibyśmy znaleźć latające świnie i nie bylibyśmy nimi zdziwieni. Począwszy od
pierwszej strony do ostatniej zostajemy zasypani niedomówieniami. Autorka
postawiła sobie za punkt honoru to, aby akcja non stop toczyła się z szybkością
błyskawicy i aby czytelnik co rusz był zaskakiwany nowymi faktami. Książka
dzięki temu stała się prawdziwym wysypiskiem świetnych pomysłów, których
potencjał nie został w pełni wykorzystany. Czytelnik zostawał przyzwyczajany do
osobliwości, dlatego paradoksalnie autorka musiała systematycznie zwiększać
poziom dziwactw, tak że w końcu znaleźliśmy się w wariatkowie, a nie na
posterunku policji.
Zacznę od początku. Morderstwo,
stwierdzenie zgonu ofiary, a potem jej zmartwychwstanie. Już po tym wiedziałam,
że nie będzie lekko. Poszkodowana nie stała się zombie, co byłoby wręcz
najbardziej normalnym rozwiązaniem! Następnie mamy wstawki, które trochę
przypominają mi mitologię lub legendę. Nie mogło zabraknąć paranormal activity
na posterunku, a także cielęcia wpatrzonego w malowane ramy. A na deserek iście
Freudowskie potwierdzenie słów, że "sen jest odbiciem pragnień
duszy". Tylko, że jeśli nasz bohater ma takie pragnienia, to włos się jeży
na głowie. Pomieszanie z poplątaniem, wątków multum, a tych zrozumiałych dla
czytelnika jak na lekarstwo. Z jednej książki "Ymar" można by
wyciągnąć kilkanaście genialnych pomysłów na powieści.
Kolejnym minusem było zawieszenie
w czasie naszej historii. Nie było chronologii zdarzeń, czasem trudno było się
połapać, co kiedy i gdzie się zdarzyło, czy może ciągle się dzieje. Autorka
chciała pewnie stworzyć iluzję, którą obrazuje cytat z książki: "Czas
ma to do siebie, że nie istnieje...". Mogło być magicznie, jednak
niezbyt dobrze to wyszło.
Nie wszystko można spisać na
straty. Chciałam pochwalić wyrazistych i interesujących bohaterów, których
udało się stworzyć autorce. Agata Chomrzan, inspektor Aleksander Wojciechowski,
Kliwen, Michał i Ewa nie byli szablonowi i każda z postaci miała swoją mroczną
stronę.
Plusem są także naprawdę
plastyczne opisy, po których widać, że autorka ma dobry warsztat pisarski. Moją
radą jest jedynie odrzucenie zbyt dużej ilość wulgaryzmów, które nie każdy w
książce toleruje.
Kolejna książka pani Kałużyńskiej
będzie o wiele lepsza, jeśli zastosuje się jednej prostej zasady - co za
dużo to niezdrowo, czyli budujemy jeden wątek główny i poboczne, które nie
"zabiją" całkowicie tego głównego.
Wasza Ariada :)
Szkoda, że jest to taka nieposkładana historia, z milionem wątków, takiego czegoś zdecydowanie nie lubię w książkach. wole jeden ale bardzo dobry pomysł
OdpowiedzUsuń